Mój pierwszy wyjazd do Chin, a konkretnie do Cangzhou odbył się w 2002 roku (lekko licząc 18 lat temu).
Cele mojej podróży do Chin
W tamtym czasie chińskich sztuk walki uczyłem się już wiele lat u różnych nauczycieli w Europie - zarówno białych, jak i Chińczyków. Jednak moim marzeniem pozostał wyjazd do Chin - do miejsca, gdzie narodziło się Wushu.
Poza tym mój główny cel podróży do Chin stanowiło wówczas poznanie legendarnego czy nawet mitycznego dla mnie stylu Wushu, czyli Yan Qing Quan (Mizong Quan). Dlatego zresztą jeszcze kilka lat przed wyjazdem do kontynentalnych Chin skierowałem swoje kroki na Tajwan (Tajwan to już Chiny, czy po prostu Tajwan?) w poszukiwaniu stylu Mizong Quan. Uczyłem się wówczas u mistrza Adama Hsu stylu, który nazywał on Mizong Quan, poza tym również takich stylów, jak Baji Quan oraz Pigua.
Jednak moim marzeniem pozostał wyjazd do Chin, czyli źródła chińskich sztuk walki, do miejsca, w którym naucza się i praktykuje tradycyjny, żywy przekaz stylu Zagubionego Szlaku. Wiedziałem już wówczas, że takim miejscem w Chinach jest Cangzhou. Długo szukałem i czekałem, aż w końcu taka okazja się nadarzyła.
Wyjazd do Chin - podróż do źródeł tradycyjnego Kung Fu
Udało mi się przez internet złapać z kimś kontakt, kto pochodził z Cangzhou. Nazywał się Zhang i - jak się później okazało - był on wnukiem wielkiego mistrza Yan Qing Quan - Hu Zhen Hai'a.

Zhang Li Chen trzyma podwójne miecze hakowe typowe dla stylu Mizong Quan
Nasza korespondencja trwała jakiś czas, Zhang obiecał mi, że przedstawi mnie okolicznym mistrzom Sztuki Labiryntu w Cangzhou. Jak tylko zebrałem pieniądze, a warto zdawać sobie sprawę, że zarówno podróż do Chin, jak i koszty ponoszone na miejscu, to wydatek całkiem sporej kwoty, ruszyłem do Państwa Środka.
Nareszcie w Chinach - podróż mojego życia
I tak w roku 2002 wylądowałem w Beijing, które to miasto potraktowałem jak ziemię obiecaną. Co było dalej? Złapałem taksówkę, która kosztowała mnie nie pamiętam już ile (a może wołałem zapomnieć?). Tak czy owak chińskie taxi zawiozło mnie na targ z robotnikami budowlanym, z którymi volkswagenem transit zabrałem się do Cangzhou.
W Cangzhou byłem umówiony z Liching Zhang`iem, czyli Zhang Li Chen. Pamiętam do dziś, jak idąc do niego kupiłem po drodze butelkę Pepsi - i jak Zhang mnie z nią zobaczył, to zostałem obsobaczony po angielsku, że trzeba kupować duża butelkę, a nie małą, bo wychodzi taniej. Potem poznałem redaktora lokalnej gazety, w której pracował Zhang.
Trening z mistrzami Yan Qing Quan
I tak się zaczęło. Najpierw trafiłem na tydzień do mistrza Han Guo Xina - u niego nauczyłem się między innymi Xiao Lian Shou (mała forma krążących rąk) i początku Mian Zhang (forma bawełniane dłonie).

Trening technik miecza z sifu Han Gou Xing - mistrzem Yan Qing Quan
Potem spotkałem się z mistrzem Qi Min Jiu, który ostatecznie został moim sifu i naszej rodziny kung fu w Polsce. Od niego nauczyłem się Mian Zhang Quan (forma bawełniana pięść) i Shi San Bian (forma nabijanej stalowymi kulami maczugi).

Trening rzadko spotykanej broni - maczuga Shi San Bian - z mistrzem Qi Min Jiu
W tak zwanym międzyczasie poznałem syna Chen Feng Qi, Han, ale żądał on 100 dolarów opłaty za naukę za godzinę (!). W mojej opinii nie był aż tak dobry technicznie, żeby warto było uczyć się u niego za takie pieniądze.

Zdjęcie grupowe. Mistrz Chen Jin Yi (drugi od lewej) i mistrz przyjaciel Qi Bao Wei (trzeci od lewej).
I tak nie była to największa cena za naukę, jaką usłyszałem. Inny mistrz chciał 300 dolarów za godzinę. Wydaje mi się, że dla Chińczyków z Cangzhou biały człowiek kojarzył im się przede wszystkim z bogatym Amerykaninem, który mógł szastać gotówką na prawo i lewo, podczas gdy ja przyjechałem z Polski, w tamtym czasie nie tak dawno jeszcze w gruncie rzeczy po transformacji ustrojowej.

Zdjęcie wspólne z mistrzami Chin Woo w Cangzhou

Zdjęcie z nieżyjącym już mistrzem Chen Youliang
Poza tym spotkałem się również z mistrzem Han Guoxin, który uczył mnie Xiao Lian Shou Yi Lu (forma małe krążące ręce pierwsza rama) i fragmentu formy wewnętrznej stylu labiryntu, czyli Jiazi (trochę to się różni od wersji mistrza Qi, ale generalnie to jest to samo). Akurat wówczas złapałem przeziębienie i podleczyłem się właśnie u niego.

Nauka formy Jiazi z mistrzem Yan Qing Quan Han Gou Xing
Potem ćwiczyłem kolejny tydzień z naszym mistrzem Qi Min Jiu, następnie tydzień z sifu Hu Chang Shun, który przekazał mi formy Cha Quan w wersji Yanqing.

Mistrzowie YanQing Quan
Na kolejnym zdjęciu z mistrzem stylu Liu He, który stracił w młodości władzę w rękach i nogach po walkach na ulicach Cangzhou. Ów sifu nazywa się Han Jia Guan i w szkole Li Chung Wu Shu Guan naucza także baji.

Z mistrzem stylu Liu He i Baji Quan - Han Jia Guan
Notabene Cangzhou swego czasu stanowił swego rodzaju chiński dziki wschód, jak amerykański Dziki Zachód rewolwerowców, tylko broń i realia były inne.
W 2002 roku biały człowiek w Cangzhou stanowił widok dosyć niezwykły i był wydarzeniem. Dlatego moja wędrówka po okolicznych szkołach Wushu i odwiedziny u mistrzów wzbudzały dużą sensację.

Z wielkim mistrzem Mizong Quan - Qi Min Jiu
W ogóle w tamtym czasie byłem wzywany na pojedynki, walczyłem na macie i na cemencie, robiłem pchające dłonie tak z mistrzami Baji Quan, jak i Mizong Quan. Nie raz obrywałem, ale to był zaszczyt uczyć się u najlepszych. Z pieniędzy obrali mnie całkowicie, ale satysfakcja bycia jednym z pierwszych Polaków w Cangzhou została do dziś, a minęło już 18 lat od mojego pierwszego wyjazdu do Chin.
Marek Flisikowski
Styczeń 2020, spisane 18 lat po wyjeździe do Chin